Błogosławiony, który idzie.
-Co teraz?- wyszeptał z przerażeniem, odsuwając nos od zaparowanej, kuchennej szyby, za którą
wirowały pierwsze, styczniowe płatki śniegu. Skręcił gaz pod ceramicznym czajnikiem. Ktoś wstawił
wodę na herbatę i zapomniał. Dom ponownie był pełen gości, ponieważ w Polsce zapanowało istne
białe szaleństwo. Wszyscy uczestnicy Wigilii zjechali się niczym na poprawiny, po weselnej uczcie. Z
nartami i sankami na dachach bagażników aut, łyżwami na ramieniu, śniegowcami pod pachą.
- Teraz rozbierzemy choinkę. Chodź… pomożesz mi - w kąciku oka pojawiła się łza. Nie lubiła
rozbierania choinki, nie lubiła zakończeń, nie cierpiała rozstań i pożegnań.
Podczas Świąt oboje starali się zachować pozory normalności. Żeby tato się nie martwił. Żeby Ines nie
płakała w ukryciu, żeby babcia Agnieszka nie biadoliła przy wigilijnym stole, żeby…
Zdejmowali bombki w milczeniu. Zatopieni, każdy w swoim własnym świecie, układali w ciszy
ozdoby, łańcuchy i lampki choinkowe w odpowiednich kartonach. Spoglądał na nią ukradkiem. Wciąż
była taka urzekająca, z tymi dziurkami w policzkach, które pojawiały się przy każdym, nawet
najlżejszym grymasie twarzy, w tej sukience jeansowej z falbankami i kapciach z Myszką Minnie.
- Co teraz?- powtórzył kiedy skończyli.
- Kawa- odparła wymijająco, sprawdziła mimochodem poziom wody w ekspresie i musnęła palcem
serdecznym przycisk. Młynek zaczął mielić porcję na podwójne latte.
- Pytam co z nami?
-Nic. Ja wyjeżdżam- odpowiedziała Ita i usiadła na stole w kuchni, wsuwając jednocześnie do ust
małego, lukrowanego pierniczka w kształcie gwiazdki. Ktoś włączył sprzęt grający w pokoju
gościnnym. Chris Rea. Driving Home For Christmas.
- Dlaczego to wszystko jest takie straszne? Mieliśmy tyle planów… tyle marzeń… - głos uwiązł mu w
gardle. Spojrzał w jej oczy. Uśmiechnęła się, choć wewnątrz niej wszystko krzyczało i płakało.
I umierało.
Podszedł do blatu, na którym siedziała, rozchylił jej nogi i stanął pomiędzy nimi. Jego oczy znalazły się
na wprost jej oczu... Jego usta - na wysokości jej ust.
- Dlaczego Bóg nie spełnił naszych marzeń?
- Myślę, że gdyby spełniał wszystkie ludzkie marzenia życie byłoby nudne… Myślę, że wykolejenia i
nieoczekiwane zakręty nadają życiu barwę i smak. Czasem słony… Jak łzy - jej słowa pachniały
cynamonem, imbirem i kardamonem. Zapragnął pocałować ją po raz ostatni.
- Spójrz na nich - wskazała na lekko zakurzoną kartkę Bożonarodzeniową od pani Tomaszczykowej,
przysłanej tradycyjną pocztą. Kiedy listonosz wrzucił ją do skrzynki ( dwa tygodnie przed Świętami)
sprawiło to wszystkim tak wiele radości! Położyli ją na pochłaniaczu tuż nad kuchenką, obok
świerkowych gałązek. Miejsce niemal królewskie. Dziś, była już przeznaczona do wyrzucenia, pokryta
warstewką tłuszczu i przyklejonych doń kuchennych przypraw, jednak na obrazku dokładnie widać
oborę, krowy, owce, dalej- Matkę z Dzieciątkiem i całkiem w tle- Józefa.
- Ich marzeń też nie pobłogosławił. Pomyśl tylko…, zwiastowanie to był armagedon. Strach i łzy. Ból i
cierpienie. Józef poczuł smak zdrady. Maria popadła w otchłań samotności. Groziło jej
ukamieniowanie. Ich plany runęły w jednej sekundzie – Ita pstryknęła palcami- ot, tak! Rozumiesz? I
jakby tego było mało - w perspektywie pojawiła się długa, trudna wędrówka zamiast spokojnego
porodu w rodzinnym mieście. Jakby… mało im życie dokopało - dodała i zeskoczyła ze stołu.
Po chwili milczenia wyjęła walizkę ze schowka pod schodami - Bóg nie zawsze błogosławi naszym
marzeniom, ale zawsze błogosławi nam na drogę. Zawsze. Pamiętaj o tym. Jakby chciał powiedzieć…
Wstań, idź, nie bój się . Chodź za mną, a zaczną wydarzać się cuda w twoim życiu… I oni poszli. I ja
teraz, też idę… - pogłaskała go czule po szorstkim policzku – Potrzebny mi cud po prostu. Rozumiesz?
- Pożegnalny pocałunek? - uniósł w górę brew i uśmiechnął się szelmowsko by dodać jej otuchy.
- Jasne - wspięła się na palce- dobry pocałunek pożegnalny nigdy nie jest zły – zażartowała, a on
pocałował ją tak, jakby świat miał się skończyć tej nocy.
Renata Dominek
Kasyno Grzechu/fragment