Walentynki, czyli obiektywne spojrzenie na sytuację samotnych
Wśród wielu egzystencjalnych pytań, wciąż wszystkich nas nurtuje odpowiedź na jedno: czy brandzel to zdrada?
O wystąpienie poprosimy Eli Buczyńskiego.
Rozlegają się brawa na zachętę, krokiem pewnym i spokojnym zbliżam się do pulpitu, odwracam do publiczności i uśmiechem gaszę oklaski. Brawa milkną, rozglądam się po widowni, na widowni panuje ciemność, w świetle jupitera stoi tylko ten pulpit i ja. Dostaliśmy światło, więc dzielmy się nim.
Drodzy państwo,
sprawa brandzlowania jest sprawą …. tu zawieszam głos, stawiam pauzę, żeby to, co za chwile padnie, wybrzmiało dobitnie: INDYWIDUALNĄ.
Słyszę rozlegający się jak fala meksykańska pomruk uznania za odkrytą prawdę.
Widzę kiwające głowy. Kiedy się wykiwają, wracam do przemówienia.
Otóż nie dalej jak wczoraj mój przyjaciel brandzlował się i było mu z tym źle. Nie przez sam fakt zbrandzlowania, ale przez tło, stanowiące wyzwalacz. Tym tłem był pornofilmik, a więc droga po najmniejszej linii oporu. Potrzeba seksualnego wyżycia jest tak naprawdę potrzebą bliskości, bez niej, nie dochodzi do prawdziwego kontaktu, nie mówiąc już o bliskości, czy pozwoleniu na zbliżenie. Dlaczego więc w jego przypadku była to zdrada? Bo zamiast zadzwonić, umówić się, kupić czekoladki wedlowskie w kształcie serca, stworzyć intymną relację, swoisty pomost między ubraniem, a rozebraniem się, z przyzwyczajenia i lenistwa - odpalił filmik.
Drodzy słuchacze, to jest tylko jeden z przykładów. Chcę, żebyście wiedzieli, że każdy ma prawo do samostanowienia, do szukania, a nawet do samooszukiwania się. Rachunek przyjdzie zapłacić wcześniej czy później. Ja osobiście postanowiłem spłacić go jak najprędzej.
Dziękuję.
Duch Osobny